Kamienna brama zamiast fosy – wyniki badań wykopaliskowych na Górze Zyndrama w roku 2017

Planując wraz z końcem poprzedniego sezonu cele stojące przez kolejną akcją wykopaliskową nastawialiśmy się głównie na kontynuację otwartych już w roku 2016 wykopów. Sytuacja na stanowisku zaczęła klarować i wydawało się nam, że możemy już przewidzieć dalszy ciąg – po zakończonej eksploracji podłóg domów, zagłębimy się w nasyp i odsłonimy kolejny kawałek muru z wczesnej epoki brązu, uzyskując w ten sposób wgląd w imponujący, pięćdziesięciometrowy odcinek fortyfikacji.

Plany te zaczęły się komplikować wiosną. Stale współpracujący z nami Klaus Cappenberg, po przeanalizowaniu wyostrzonego obrazu rzeźby terenu zasugerował, że obniżenie widoczne pomiędzy grodziskiem i nasadą cypla może być sztuczne i związane z obecnością fosy. Ta strefa stanowiska nigdy nie była jeszcze miejscem badań wykopaliskowych, więc żeby sprawdzić hipotezę naszego kolegi, na początku maja wykonaliśmy wąski, ale bardzo długi wykop, który ciągnął się na długości kilkunastu metrów: od miejsca, gdzie kończył się odsłonięty przez nas w 2016 roku mur, do samego dna siodła odcinającego szczyt Góry Zyndrama. Po kilku dniach kopania i dokumentowania kolejnych poziomów, oraz snucia sprzecznych ze sobą hipotez odnośnie sytuacji obserwowanej przez nas w wykopie byliśmy w końcu zgodni, co do trzech rzeczy: obniżenie terenu jest jednak naturalne, a w każdym razie nigdy nie było tam głębokiego rowu; zamiast tego u samej podstawy stoku stała jakaś budowla wzniesiona z wielkich kamieni, w tej samej technice, co relikty muru obronnego znajdujące się dwanaście metrów dalej na południe; na tej konstrukcji leżą zaś warstwy, które w różnych okresach erodowały z wyższych partii skłonu – biorąc pod uwagę znajdowany w nich materiał zabytkowy jest bardzo możliwe, że odkryty przez nas właśnie kolejny mur pochodzi z wczesnej epoki brązu.

Właściwą kampanię wykopaliskową rozpoczęliśmy w lipcu zgodnie z planem. Czyli od wyczyszczenia po zimie kilkunastometrowego odcinka muru odsłoniętego w 2016 roku i zdjęcia z niego jeszcze jednej warstwy kamieni, które wydawały się być poruszone i nie leżeć w pierwotnej lokalizacji. Chodziło o uzyskanie jak najbardziej klarownego obrazu przebiegu konstrukcji. Implikacje odkrycia z maja wciąż siedziały nam jednak w głowach, więc równolegle oczyściliśmy dużą część północnego stoku z roślinności i wykonaliśmy dokładny plan ukształtowania terenu w tym miejscu. Jednocześnie Marcin M. Przybyła i Michał Podsiadło przeprowadzili pomiary tego stoku metodą elektrooporową.

Dwie niespodzianki, które zupełnie postawiły na głowie nasze plany, pojawiły się niemal w tym samym czasie. Najpierw obserwacje reliefu pozwoliły nam stwierdzić, że odsłonięte w maju kamienie znajdują się w obrębie garbu biegnącego prostopadle do głównej linii fortyfikacji. Drugi taki garb znajduje się zaś w odległości kilku metrów od pierwszego i jest mniej więcej równolegle do niego usytuowany. Przeprowadzone badania geofizyczne potwierdziły, że także drugi „garb” zawiera w środku kamienie. Uzyskany obraz rozmieszczenia anomalii w elektrycznej oporności gruntu sugerował wręcz, że mamy tutaj do czynienia z dwoma równoległymi murami, które mogły flankować wejście do fortecy.

Tą sugestię potwierdziło drugie niespodziewane odkrycie. Podczas usuwania resztek glinianego nasypu przylegającego do wewnętrznej ściany muru okazało się, że wzdłuż niej, na samym dole nawarstwień znajduje się rodzaj posadzki, lub chodnika zbudowanego ze starannie ułożonych, płaskich piaskowców. Co więcej, przynajmniej z jednej strony chodnik ten zamknięty jest krótkim porzecznym murem, z którego z kolei pochodzą fragmenty wielkiego kamienia o wykonanych ręką człowieka otworach – dwóch wąskich szczelinach, jakby dla osadzenia klamer, i jednej cylindrycznej kieszeni. Detale architektoniczne (kamień ten nie był, jak się okazało jedynym noszącym ślady obróbki), posadzka wykonana z kamienia, domniemane bastiony – to wszystko nie tylko jeszcze bardziej pokazało, że mur z Maszkowic jest wyrafinowanym dziełem prehistorycznego budownictwa, ale też zasugerowało nam, że na północnej krawędzi plateau mamy do czynienia ze szczególną, reprezentacyjną strefą osady.

W efekcie tych odkryć podjęta została decyzja o zmianie oryginalnych zamierzeń i wytyczeniu dwóch nowych, dużych wykopów – pierwszy miał za zadanie rozpoznać sytuację na północnym stoku, drugi – otwarty nieco później – połączyć odkryte tam struktury z kamiennym chodnikiem i znanym nam już od roku fragmentem muru obronnego. Realizacja prac w tych dwóch wykopach zajęła nam następne kilka tygodni, a prawie każdy kolejny dzień badań przynosił niespodzianki. Po raz kolejny okazało się, że na Górze Zyndrama niewiele da się przewidzieć, zaś najbardziej śmiałe hipotezy okazują się być rzeczywistością.

Badania w lipcu i sierpniu doprowadziły nas do kilku wniosków, z których najważniejszy brzmi następująco: wysoki taras zbudowany z gliny oraz mur nie są sobie współczesne, jak pierwotnie przypuszczaliśmy; zresztą wbrew kilku drobnym obserwacjom, które powinny były już dawniej obudzić naszą czujność. W oryginalnym projekcie, zrealizowanym na Górze Zyndrama około 1750 roku p.n.e., mur obronny był budowlą wolnostojącą. Udowodniły to przede wszystkim obserwacje stratygraficzne (odnoszące się do sekwencji powstawania nawarstwień) poczynione podczas odsłaniania chodnika z kamiennych płyt. Ale lepiej opowiedzieć o tym po kolei.

Wykopaliska przeprowadzone w północnym sektorze stanowiska pokazały, że pierwotnie musiała mieścić się tutaj brama o monumentalnych rozmiarach i prawdopodobnie reprezentacyjnej funkcji. Jej stan zachowania jest jednak znacznie gorszy niż reliktów fortyfikacji odkrywanych przez nas na krawędzi wschodniego tarasu. Złożyło się na to kilka przyczyn, z których najważniejszą jest nowożytna eksploatacja kamienia. Otóż nasze tegoroczne wykopaliska jednoznacznie potwierdziły lokalną tradycję, mówiącą o rozbiórce „zamku” na Górze Zyndrama, w czasach odpowiadających przebudowie kościoła w Łącku, to znaczy nieco ponad dwieście lat temu. W różnych miejscach natrafiliśmy na ślady odkrywek, które w całości usunęły relikty umocnień. W jednej z takich odkrywek, już na wschodniej krawędzi plateau, znaleźliśmy nawet żelazną kopaczkę – domniemane narzędzie dokonanego tu przed wiekami spustoszenia.

Pomimo zniszczeń układ kamieni jest na tyle czytelny, że pozwala na rekonstrukcję całego założenia północnej bramy, które wraz zapleczem zajmowało w sumie kilkaset metrów kwadratowych. Wygląda na to, że ścieżkę, która wspinała się w kierunku wejścia ograniczały dwa masywne mury, można nazwać je bastionami. Z obu zachowały się najlepiej fundamentowe partie ich północnych zakończeń, nie mniej jednak da się stwierdzić, że oryginalnie miały one nieco łukowaty przebieg i kierowały się do wejścia w murze obronnym, które musi znajdować się jeszcze poza strefą naszych badań, trochę na zachód od jej granicy. Dzięki temu pnąca się pod górę ścieżka trawersowała stok, łagodząc jego stromiznę (różnica wysokości w tym miejscu wynosi aż cztery metry).

Już wewnątrz fortyfikacji, wzdłuż wewnętrznego lica muru, biegł półkolem na długości kilkunastu metrów chodnik wykonany z płyt kamiennych. Jeden jego kraniec dochodził chyba do samego wejścia północnej bramy – być może potwierdzimy to przypuszczenie podczas przyszłorocznych wykopalisk – drugi opierał się o krótki, poprzeczny mur. Interpretacja tego ostatniego jest trudna, gdyż mamy tutaj najwyraźniej do czynienia z fragmentem większej, niezachowanej w całości konstrukcji. Otwory na wspomnianym wcześniej kamieniu można jednak uznać za miejsca mocowania drewnianych elementów, a bardzo podobnie opracowane bywają bloki skalne przeznaczone na progi lub obramowania drzwi, znane ze starożytnej architektury krajów śródziemnomorskich. Stąd nie jest wykluczone, że w tym miejscu znajdowało się kolejne przejście, na drodze prowadzącej od bramy.

Dość wyraźnie widać natomiast, że na przedłużeniu kamiennego chodnika, znajdowała się oryginalnie ścieżka zbudowana już z drewna, która prowadziła dalej na południe, cały czas trzymając się przy wewnętrznym licu muru obronnego. Wskazują na to ślady poprzecznych, całkowicie zwęglonych dranic, które odkryliśmy w różnych partiach wykopu. Pięćdziesiąt metrów od wewnętrznego wejścia północnej bramy musiała ona docierać do bocznej, wschodniej furty, odsłoniętej przez nas podczas wykopalisk w 2015 roku.

Cała ta koncepcja architektoniczna i towarzyszący jej program ideologiczny (jak w każdym monumentalnym wejściu, chodziło zapewne o odpowiednie wrażenia, które miały towarzyszyć gościom wprowadzanym do wnętrza warowni) zostały poddane weryfikacji bardzo szybko, bo jak się zdaje generację lub dwie po wzniesieniu fortyfikacji. Po około 1700 roku p.n.e. kamienny mur zaczął pełnić funkcję budowli oporowej, podtrzymującej rozległy taras usypany z gliny, na którym stanęły z kolei domy. Gruby na metr do dwóch nasyp całkowicie przykrył wówczas chodnik z płyt kamiennych, zarzucone zostało również użytkowanie wschodniego wejścia.

Datowanie tej sekwencji zdarzeń jest pewne, gdyż resztki zbudowanych na powierzchni tarasu domów są dla nas prawdziwą kopalnią artefaktów i szczątków organicznych, nadających się do określania chronologii. Jeden z nich – ten, którego fragment został zbadany w trakcie tegorocznych wykopalisk – posadowiony był niespełna dwa metry od ścieżki z kamiennych płyt i półtora metra ponad nią. Zabytki znalezione w tym domu, oraz jego lokalizacja, która doskonale wpisuje się w regularny szereg budynków odkrytych w poprzednich latach, pozwala już teraz przyjąć, że należy on do drugiej fazy osiedla, datowanej na XVII wiek p.n.e.

Wiele ze zgromadzonych w ostatnich latach spostrzeżeń wskazuje na to, że krótko po przebudowie fortyfikacji ich stan zaczął się pogarszać. Najpewniej w trakcie trzeciej fazy osady, którą datujemy na XVI stulecie p.n.e., fasada muru była już zawalona w wielu miejscach. Podjęto wtedy próbę wyrównywania powierzchni tarasu, co pozwala przypuszczać, że nie był on wystarczająco dobrze zabezpieczony budowlą oporową. Z tego samego czasu pochodzi też krótki odcinek doraźnie usypanego wału kamiennego, którego funkcją było najprawdopodobniej wzmocnienie konstrukcji w miejscu lokalizacji dawnego wschodniego wejścia. Obserwacje te sugerują, że w trakcie istnienia osady na Górze Zyndrama mógł dość szybko nastąpić zanik umiejętności architektonicznych, które w tak efektownej postaci znalazły swoją manifestację w najstarszej fazie kamiennych fortyfikacji. Jak dotąd nie udało nam się stwierdzić ani jednego „pozytywnego” przykładu przebudowy lub naprawy muru. Trend, który wyraźnie natomiast obserwujemy to powolny, lecz systematyczny rozpad tej konstrukcji i szybkie pozbawienie jej niektórych pierwotnych funkcji.

 

Tekst, fotografie i grafiki – Marcin S. Przybyła

Opublikowano: listopad 2017